Z Anką Graczyk rozmawia Jagoda Nawara

Fot. Wojciech Rogowicz

Czy po raz pierwszy uczestniczy Pani w projekcie „Ganymed goes Europe”?

Nie „Pani” tylko Anka (śmiech). Tak, chociaż słyszałam o edycji wiedeńskiej i nie pamiętam dlaczego mnie tam nie było. Z Jacqueline Kornmüller pracowałam już wcześniej.

Czy oglądałaś wiedeński „Ganymed” jako widz?

Niestety nie, jakoś mnie to ominęło. Musiałam być strasznie zapracowana:-) Bardzo chciałam zobaczyć ten projekt, od początku wydawał mi się interesujący i nęcący, ale przegapiłam. Widziałam tylko trailer.

Czy naturalnie wyszło, że się teraz zaangażowałaś?

Tak. Gdy „Ganymed” tylko zaczął pakować walizki do Polski, mój kontakt z Jacqueline się reaktywował.

Dostałaś tekst Marka Bieńczyka do obrazu „Śpiąca rodzina”, czy miałaś możliwość wyboru tekstu?

Nie miałam takiej możliwości. Jacqueline podpytywała się mnie o tekst „Nago”, ale myślę, że widziała, że nie pałam szaleńczym entuzjazmem do tej akurat sceny. Choć sam tekst jest świetny. Później zaproponowała mi „Podwieczorek”. Tekst przejrzałam i pomyślałam „nie będę się zagłębiać, poczekam, może jeszcze coś się zmieni”. Lubię mieć z tekstem relację typu „miłość od pierwszego wejrzenia”. Nie lubię się musieć do tekstu przekonywać. I faktycznie, po czasie przyszedł mail ze zmianą. Przeczytałam Bieńczyka…z motylkami w brzuchu.

Jakie emocje/skojarzenia wywarł obraz Kanelby, gdy po raz pierwszy go zobaczyłaś? Już znałaś tekst. Jaka jest relacja między tekstem a obrazem?

Wydawało mi się, że „wszystko się zgadza”. Tekst i obraz dobrze ze sobą współgrają, ale w nieoczywisty sposób. Bieńczyk nie opisuje obrazu, ale wszystko o czym mówi, odbija się w nim.
Podoba mi się, że tekst jest suwerenny; że te dwa dzieła się dopełniają, że jedno o drugim może powiedzieć coś dodatkowego.Tekst nie jest poddanym obrazu ani obraz nie jest poddanym tekstu. To stanowi siłę. Uwielbiam też miejsce, gdzie gram. Gdy zostałam zaprowadzona po raz pierwszy na poddasze, byłam zachwycona. Dobrze mi tam; z tym obrazem, z tymi skosami, belkami.

Jako jedyna jesteś na piętrze galerii Polskiej Sztuki Współczesnej, na poddaszu.

I obawiam się, że nikt tam do mnie nie dotrze:-)

Wolontariusze ich zaprowadzą:-) Czy konstrukcja, która buduje przestrzeń, pomoże zbudować kontakt z widzem?

To jest  zagadka, wszyscy udajemy się w nieznane i nie wiemy też dokąd nas to zaprowadzi.

Czy możesz opowiedzieć, o czym jest historia, którą przedstawiasz?

Ten tekst jest dziwaczny. W jak najlepszym tego słowa znaczeniu, wyjątkowy. Trudno się o nim mówi, trudno uchwycić w słowa. To śmieszne – tak go ukochałam, a nie potrafię powiedzieć o czym jest. Po pierwszym czytaniu tekst zostawił mnie pełną obrazów, skojarzeń, smaków, barw, ale bez słów. Jest tekstem z duszą. Dla mnie jest magiczny, bajkowy, obrazkowy. Płynie przed siebie, jak rzeka, czasem z przeszkodami, zakrętami, jak życie.

Słyszałam, że tekst jest biograficzny.

Tak, też tak słyszałam. Ale nie chcę o nim  myśleć w kontekście biografii autora.
Staram, żeby na ten czas stał się mój.

Jaką rolę pełni obraz? Czy jest tłem do Twojego monodramu, czy jest milczącym partnerem ?

Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Myślę, ze każdy z widzów, który zawędruje na poddasze, będzie to odbierał w inny sposób. Może dla jednych obraz będzie scenografią, dla innych partnerem, a dla jeszcze innych jednym ze zdjęć z opowieści, która przedstawiam.

A dla Ciebie?

Ja obraz traktuję jako inspirację. To wydaje mi się wartością całego projektu, że każdy zobaczy w danym obrazie coś swojego i zmuszony jest przetworzyć go za pomocą swojej muzy. Wyciągasz malarstwo z ramek i wrzucasz w inne środowisko. Płótno zamienia się w słowo, które potem dostaje ciała. Myślę, że na końcu nie patrzysz już tak samo na obraz.

Czy boisz się czynnika chaosu jakim jest publiczność?

Wyczekuję z ekscytacją. Nie boję się publiczności.

Tu widzowie mają większy wpływ na aktora i scenę niż w teatrze „klasycznym”?

Tak, tutaj jest kontakt z widzem, od którego nie można uciec. Tu nie masz partnera na scenie, tylko monolog, obraz i nic więcej. Masz widza, którego nie wolno ci zignorować. Jak zignorujesz – zaczniesz kłamać. Trzeba znaleźć balans, na ile możesz wejść z nim w relację, nie zdradzając tekstu. To poszukiwanie może być ciekawe. Przeważnie traktuję widza jako sprzymierzeńca. To nie jest tak, że muszę się przed nim bronić. On może mi coś dać. Czasem, jak obraz, może być inspiracją. Może sprawić, że pójdziesz ścieżką wcześniej nieznaną. Mamy już za sobą podobne doświadczenie. Niedawno w Krakowie otworzyłam z  Darkiem Starczewskim najmniejszy teatr na świecie – tak nam się przynajmniej wydaje. To teatr w mieszkaniu, ma 13 miejsc – wszystkie w pierwszym rzędzie. Kontakt z publicznością jest bardzo bliski.

Czyli performance to Twoje naturalne środowisko?

Nie do końca. Bliskość z widzem to jeszcze nie performance. Performerką raczej nie jestem.

Czy masz jakieś oczekiwania co do publiczności?

Staram się nie mieć żadnych oczekiwań. Chcę wejść w projekt z dziecięcą ciekawością. Ciekawość dziecka – szeroko otwarte oczy i chłonięcie tego co wokół. Oczekiwanie czegokolwiek od grupy przypadkowych nieznajomych byłoby bezsensowne.

W ciągu jednego wieczoru odegrasz kilka razy swoją rolę.

Trochę boję się o kondycję, ale na pewno będzie ciekawie, za każdym razem inaczej. Na tym w końcu polega zabawa w teatr. Nigdy nie doświadczysz dwa razy tego samego, w końcu to żywa materia. Tutaj będzie to doznanie zintensyfikowane.
 
Gdybyś mogła sama wybrać dzieło sztuki z muzeów całego świata, co chciałabyś przedstawić? Może któreś z wrocławskiego muzeum? Może sama chciałabyś napisać tekst do rzeźby, obrazu?

Nie podjęłabym się napisaniu tekstu. A w ogóle to trudne pytanie, podobne  do „jaka jest twoja wymarzona rola?”. To zależałoby od tekstu – do genialnego obrazu można napisać kiepski tekst i do średniego obrazu fenomenalną sztukę. Ja bezpośrednio pracuję nad tekstem, nie obrazem. Ale hmm… Mam teraz przed oczyma jedną z grafik Goi. Nie pamiętam tytułu, ale zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Mroczny świat Goi – myślę, że tam mogłoby się czaić całe multum niesamowitych rzeczy takich że „ach”! – aż mnie ciary przeszły. A z muzeum wrocławskiego? Żałuję, że nikt nic nie napisał do rzeźb Abakanowicz, chociaż przypuszczam, że nie byłby to tekst dla kobitki. One maja w sobie taką moc! W nich też mogłaby się skrywać masa ciekawych opowieści.

Zapytam wprost, czy zazdrościłaś Hannie Konarowskiej „Infantki” Diego Velázqueza?

Infantki i to z tekstem Jelinek! Istnieje prawdopodobieństwo, że był taki moment … że sobie pomyślałam „hrrr”, ale to było zanim powstały polskie teksty. Kiedy dowiedziałam się, że tekst Jelinek będzie w Polsce, pomyślałam, że chętnie bym tę „Infantkę”, te „Księżniczki” zjadła. Ale w tym momencie jestem pochłonięta konsumowaniem mojej „Śpiącej rodziny”, którą sobie ukochałam. Tutaj nie ma miejsca na zazdrość.

print