Dziergane swetry, suknie, spódnice, wełniane kamizelki, własnoręcznie wykonana biżuteria i barwne ubranka dziecięce, których nie miał nikt inny!
Każda z prac przesłanych na konkurs fotograficzny „Made in PRL” opowiadała własną historię i zasłużyła na docenienie. Autorzy podzielili się z nami niezwykłymi wspomnieniami. Poniżej prezentujemy opis i fotografię laureatki wyróżnienia.
Wyróżnienie — Teresa Żubrowska
❦
Łososiowa sukienka
Lato 1989 roku to był czas przygotowań do mojego ślubu. Wśród różnych spraw rozmyślałam oczywiście w co i jak się ubrać (oraz za jakie pieniądze).
Sukienkę do ślubu kościelnego odkupiłam od koleżanki z pracy, pozostawała jeszcze kwestia zdobycia kreacji na ślub cywilny. Bardziej fikuśne stroje w sklepach sporo kosztowały, a poza tym bardzo chciałam założyć coś innego, coś stworzonego wedle własnego projektu. Jakiś czas wcześniej ukończyłam szkołę dziewiarską, interesowałam się też krawiectwem i sama szyłam sobie proste ubrania na maszynie Łucznik 723, która zresztą służy mi do dziś. Ale nie czułam się jeszcze na siłach, żeby samodzielnie wykroić i uszyć sukienkę na tak ważne wydarzenie.
Szczęśliwym trafem Wiesia – koleżanka, z którą mieszkałam na stancji w Ostrołęce – była krawcową. Szyła ubrania dla koleżanek, obszywała siebie i dwójkę swoich dzieci. I Wiesia stwierdziła, że z przyjemnością uszyje mi sukienkę w ramach prezentu ślubnego. Miałam jedynie dostarczyć jej materiał i projekt.
Fason wymyśliłam sama, pozostało uzgodnić z krawcową, czy mój pomysł jest wykonalny. Zaprojektowałam sobie sukienkę zapinaną na oblekane guziki, z dwiema szerokimi falbanami na dole. Z obniżoną talią, bo akurat takie były wtedy w modzie. Kupiłam zwiewną, delikatnie połyskującą tkaninę w łososiowym kolorze, i można było zabrać się do pracy. Sukienka powstała w domu przy ul. Kasprowicza na osiedlu Stacja w Ostrołęce, gdzie mieszkałyśmy razem z Wiesią. A ponieważ zajmowałyśmy sąsiadujące ze sobą pokoje, przymiarki i poprawki można było robić na bieżąco.
Ślub odbył się w październiku 1989, później tę sukienkę zdarzyło mi się jeszcze raz czy dwa razy włożyć na inne uroczyste okazje. A Wiesia krótko potem wyjechała do Stanów Zjednoczonych i tam chyba ułożyła sobie życie. Sukienka pozostała.
Na zdjęciu wisi w dawnym pokoju najstarszej córki, która gromadzi elementy garderoby i inne artefakty sprzed lat. A widoczny obok zielony dywanik-makatka też pochodzi jeszcze z moich lat panieńskich.
Teresa Żubrowska